niedziela, 18 maja 2014

Tutaj.

I znowu jestem. Wracam. I wcale nie jest dobrze, nie jest lepiej. Jest inaczej. W nowym-starym miejscu. Codzienna walka o przetrwanie. I sił brak. Miało zacząć się układać. Po powrocie TUTAJ, bo terapia, fundacja. Miałam się angażować, pomagać, zmieniać. Póki co nieustanna autodestrukcja. W głowie myśli o śmierci. Żadnych radości. Wciąż udawany uśmiech, gra. Nienawiść rosnąca z każdą godziną. Ogrom złości. Na wszystko, na wszystkich, a przede wszystkim na siebie. Nie radzę sobie z życiem, ze sobą.

Smutek wszechogarniający, samotność, izolacja. I tylko dzięki spotkaniom z Panią D. jeszcze żyję, wstaję z łóżka, wychodzę do pracy. Bo gdyby nie Ona, nie byłoby już nic. Jest niesamowita, jedyna, niezastąpiona. Jest inspiracją, autorytetem, jest kimś niesamowicie mi bliskim, kimś najważniejszym. Tylko czasem robię po swojemu. A przecież wiem, że Ona zawsze ma rację. A ja wciąż chcę sama.

I płaczę sobie w ten niedzielny wieczór. Jak co wieczór.

Oby do wtorku.

sobota, 8 lutego 2014

Jestem piękna kiedy znikam.

Cztery dni klęski. Dziś się podnoszę. Próbuję bez końca. Towarzyszy mi wachlarz emocji. Strach, niepewność, złość, smutek. Dziś doszłam do jakże nieodkrywczego wniosku. Jestem już ZMĘCZONA tym całym chorowaniem. Ciągłe skrajności. Jestem ja i jeszcze ktoś. W zasadzie to są dwie osoby we mnie. Dwie zupełnie mi obce, a zarazem tak bliskie. Razem tworzymy jedność. Jestem ja perfekcjonistka, kat, skrupulatnie przestrzegająca narzuconych sobie reguł, nie pozwalająca sobie na nawet najmniejsze odstępstwa. Jestem również ja-zupełnie inna. Mająca wyjebane na wszystko, nie myśląca o skutkach tego co robię, żyjąca w syfie. Jak  pogodzić te dwie skrajności? jak znaleźć przysłowiowy złoty środek? Wszystko albo nic, czarne, albo białe. To cała ja.

Dziś jest mi wyjątkowo ciężko. Ale nie chcę się poddać. Nie chcę też wpaść w swoją perfekcyjną skrajność. Jednak wiem, ze inaczej na chwilę obecną nie umiem.

Zostało tylko 5dni. 5 dni do spotkania, którego tak mocno wyczekuję. Tak bardzo się na nie cieszę. I jednocześnie boję tego co będzie po. Znowu pustka, samotność, płacz.

W nadchodzącym tygodniu będę perfekcjonistką w każdym calu. Bieganie-codziennie. Czysta miska, wyjątkowo czysta. No i fajki-ograniczam. Dam z siebie 200% i tak do kwietnia.

Powodzenia sobie życzę w końcu Jestem piękna kiedy znikam!

niedziela, 19 stycznia 2014

Gdzie podziała się nadzieja?

Minął rok. Siedzę w niedzielny wieczór, sama. Kot leży obok. Łzy płyną po policzkach. Brak wiary, nadziei na zmianę, na życie. 8 lat. Ile jeszcze zniosę? Ile czasu dam radę tak "żyć"? Bezsilność, cierpienie, samotność. Chore schematy, powtarzalność. Każdy dzień taki sam. I ogromne pragnienie, by wyzdrowieć.  Pokład energii został wyczerpany, nie mam siły. Tak po prostu. Wypaliłam się. Każdy dzień to stawianie czoła chorobie.

Tak bardzo chciałabym zacząć żyć. Śmiać się naprawdę. Nie udawać.

Chciałabym...

sobota, 12 stycznia 2013

dzięki NIEJ.

1,5 miesiąca stagnacji, autoagresji, cierpienia, samotności, bezsenności, pustki, smutku, złości. Wszystko po to, by po raz  kolejny odbić się od dna. Po raz kolejny przezwyciężyć strach, przezwyciężyć ograniczenia.
Wiele się wydarzyło, wiele złego.
Wiem, że z dnia na dzień nie zmienię swojego życia. Potrzebuję czasu i drugiego człowieka. Pani D. Dzięki niej próbuję, dzięki niej wstaję rano z łóżka, by zmierzyć się z życiem. Jest niesamowita, jedyna, wyjątkowa.

"Nie poddajemy się! Razem z tego wyjdziemy, obiecałam to Pani." 

I tylko dlatego znowu powstaję. Zbieram w sobie siłę i walczę. O szczęście.

życzę sobie samej powodzenia. Chcę, zeby się udało.


piątek, 21 grudnia 2012

koniec.

z racji tego, że od dłuższego czasu walczę ze sobą, a pragnienie śmierci towarzyszy mi każdego dnia, postanowiłam porozmyślać sobie o moim końcu.

Boję się śmierci, a jednocześnie bardzo jej pragnę. Pragnę uwolnić się od bólu, cierpienia, od siebie. Zasypiam z nadzieją, że się nie obudzę. Budzę się i przeklinam, że żyję.
Zastanawiałam się co chciałabym powiedzieć ważnym dla mnie osobom, w momencie gdy dowiedziałabym się, że lada chwila zakończę swój żywot. Nie jestem ze stali, nie wiem jak długo zniosę jeszcze ten stan. Nie mam siły by walczyć, nie chcę walczyć, nie chcę istnieć. Także jeżeli w końcu zdobędę się na odwagę i popełnię samobójstwo, chciałabym zapisać to czego nie zdążę powiedzieć.

Mamo- jesteś najważniejszą osobą w moim życiu, jesteś moim przyjacielem. Dziękuję Ci za wszystko czego mnie nauczyłaś, za każdą wspólną chwilę. Za wspólnie przebyte kilometry, za nasze głupawki, za wsparcie, otuchę, pomoc, za wyrozumiałość, cierpliwość, troskę. Dziękuję Ci za Twoją siłę. Jesteś niezwykle silna i dzielna. Wiele osób mówiło mi, że ja również. Mam to po Tobie;) Dziękuję Ci za to wszystko co od Ciebie otrzymałam. Za to, że zawsze we mnie wierzyłaś i zawsze przy mnie byłaś. Chciałam  Cię przeprosić, za to jaką córką byłam. Za to, ze wylałaś przeze  mnie może łez, podupadłaś na zdrowiu, odchodziłaś od zmysłów. Przepraszam, ze Cię zawiodłam, że nigdy nie mogłaś być ze mnie dumna, że sprawiłam Ci tyle bólu. Przepraszam za wszystkie gorzkie słowa. Przepraszam za moją chorobę. Przykro mi, że Bóg pokarał Cię takim dzieckiem jakim byłam ja. Przepraszam Cię za wszystko. Nie chciałam, zeby tak wyglądało moje życie, nie chciałam być złym człowiekiem. Przepraszam, że nie dałam rady, że nie udźwignęłam swojego krzyża. Przepraszam Cię. Jesteś moim Skarbem. Wiedz, że nie mam Ci niczego za złe, nie mam o nic pretensji, ani żalu. Zawsze kochałam i nadal będę Cię kochać najmocniej jak potrafię. Nie miałam siły by żyć. Dziękuję Ci Mamo, że Cię miałam.


poniedziałek, 10 grudnia 2012

bo czasem tak bywa.

Często zastanawiam się dlaczego wciąż popełniam te same błędy? Dlaczego robię to, mimo że jestem w pełni świadoma konsekwencji? Dlaczego sama się niszczę? Oddalam plany, marzenia... W sobotę terapia. W głowie tysiące myśli. Zrezygnować? który to raz? poddać się? bo nie chcę pokazać swojej słabości? bo chcę udowodnić, ze SAMA dam radę. Po co to wszystko? Chcę dotrzeć w sobotę na terapię i powiedzieć wszystko, całą prawdę.

A dziś mi smutno i źle. Nie chcę się użalać, bo nie prowadzi to do niczego dobrego. Po prostu muszę się wziąć w garść, póki jeszcze nie utonęłam po uszy. Przeraża mnie do czego jestem zdolna, przeraża mnie to jak cholernie duże znaczenie ma dla mnie mój wygląd.

Wszędzie biało. Podoba mi się. Idę w mroźny wieczór wypalając papierosa za papierosem. Lubię tak.

czwartek, 6 grudnia 2012

Próbuję. Znowu.

Dzisiaj 6 grudnia- mikołajki. Święta za pasem. Jarmark Bożonarodzeniowy, śnieg, choinka, kolędy, uśmiech, ciepło, radość. Piękny widok. A w moim sercu lód. Na policzkach zamarznięte łzy. Pustka, samotność, ból.  Sama wśród tłumu. Nie umiem żyć z ludźmi i nie umiem żyć bez ludzi. Paradoks. Marzę o życiu, a wciąż robię wszystko by nigdy go nie zaznać. Zawodzę Ich. Zawodzę siebie. Chciałabym uwierzyć, że dam radę, że sobie poradzę. Chciałabym przestać się bać. W głowie natłok myśli, w sercu pustka. Sprzeczności, niezrozumienie, chaos.

Szukam pasji, czegoś co mnie pochłonie. Mam plany, dużo planów. Planuję, zapisuję i? i co dalej? Dlaczego nie potrafię czerpać przyjemności z niczego? Dlaczego wszystko muszę robić po coś? Wciąż szukam czegoś. Chcę znaleźć, już. teraz. Nie wytrzymam dłużej. Nie chcę już tkwić w poczekalni. Chcę wsiąść do właściwego pociągu i ruszyć w drogę. Do przodu.

Pamiętasz? kochałaś biegać.
Pamiętasz? kochałaś jogę.

nadal to kochasz, musisz odkryć to na nowo.

Pamiętasz? kochałaś dzieci.
Pamiętasz? kochałaś pomagać.

Daj sobie szansę. Daj szansę innym.