sobota, 8 lutego 2014

Jestem piękna kiedy znikam.

Cztery dni klęski. Dziś się podnoszę. Próbuję bez końca. Towarzyszy mi wachlarz emocji. Strach, niepewność, złość, smutek. Dziś doszłam do jakże nieodkrywczego wniosku. Jestem już ZMĘCZONA tym całym chorowaniem. Ciągłe skrajności. Jestem ja i jeszcze ktoś. W zasadzie to są dwie osoby we mnie. Dwie zupełnie mi obce, a zarazem tak bliskie. Razem tworzymy jedność. Jestem ja perfekcjonistka, kat, skrupulatnie przestrzegająca narzuconych sobie reguł, nie pozwalająca sobie na nawet najmniejsze odstępstwa. Jestem również ja-zupełnie inna. Mająca wyjebane na wszystko, nie myśląca o skutkach tego co robię, żyjąca w syfie. Jak  pogodzić te dwie skrajności? jak znaleźć przysłowiowy złoty środek? Wszystko albo nic, czarne, albo białe. To cała ja.

Dziś jest mi wyjątkowo ciężko. Ale nie chcę się poddać. Nie chcę też wpaść w swoją perfekcyjną skrajność. Jednak wiem, ze inaczej na chwilę obecną nie umiem.

Zostało tylko 5dni. 5 dni do spotkania, którego tak mocno wyczekuję. Tak bardzo się na nie cieszę. I jednocześnie boję tego co będzie po. Znowu pustka, samotność, płacz.

W nadchodzącym tygodniu będę perfekcjonistką w każdym calu. Bieganie-codziennie. Czysta miska, wyjątkowo czysta. No i fajki-ograniczam. Dam z siebie 200% i tak do kwietnia.

Powodzenia sobie życzę w końcu Jestem piękna kiedy znikam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz