niedziela, 18 maja 2014

Tutaj.

I znowu jestem. Wracam. I wcale nie jest dobrze, nie jest lepiej. Jest inaczej. W nowym-starym miejscu. Codzienna walka o przetrwanie. I sił brak. Miało zacząć się układać. Po powrocie TUTAJ, bo terapia, fundacja. Miałam się angażować, pomagać, zmieniać. Póki co nieustanna autodestrukcja. W głowie myśli o śmierci. Żadnych radości. Wciąż udawany uśmiech, gra. Nienawiść rosnąca z każdą godziną. Ogrom złości. Na wszystko, na wszystkich, a przede wszystkim na siebie. Nie radzę sobie z życiem, ze sobą.

Smutek wszechogarniający, samotność, izolacja. I tylko dzięki spotkaniom z Panią D. jeszcze żyję, wstaję z łóżka, wychodzę do pracy. Bo gdyby nie Ona, nie byłoby już nic. Jest niesamowita, jedyna, niezastąpiona. Jest inspiracją, autorytetem, jest kimś niesamowicie mi bliskim, kimś najważniejszym. Tylko czasem robię po swojemu. A przecież wiem, że Ona zawsze ma rację. A ja wciąż chcę sama.

I płaczę sobie w ten niedzielny wieczór. Jak co wieczór.

Oby do wtorku.