środa, 4 kwietnia 2012

"Czekając na właściwy moment, możemy nigdy nie zacząć żyć naprawdę."

4 kwietnia.  Nie ma to jak moja systematyczność. Jakie były dla mnie ubiegłe tygodnie? Ciężkie, trudne, nowe. Podjęłam jedną z ważniejszych decyzji w sowim życiu, po czym po 2 tygodniach poddałam się. Po prostu, ot tak. Zawiodłam siebie, mamę. Dlaczego robię coś wbrew sobie?dlaczego lubię siebie niszczyć? dlaczego nie potrafię dać sobie szansy? Nie należy mi się? nie zasłużyłam? 
Mam 20lat. Mogę zmienić wiele w swoim życiu. Ale czy chcę? Czy jestem gotowa na to, by porzucić to co sprawia, że czuję się bezpieczna? coś co sprawia, że nie czuję, że nie docierają do mnie bodźce ze świata zewnętrznego. 
Bo chciałabym SAMA. Dlaczego nie umiem przyjąć pomocy? Dlaczego tak ciężko jest mi się pogodzić z tym, że moja teoria się nie sprawdza, nie jest skuteczna? 
Tak wiele juz straciłam, chyba nie da się stracić więcej. Tęsknię do normalności, do długich spacerów z mamą, do porannych biegów, do rozmów z przyjaciółką, do spontanicznych spotkań, do naszych głupawek i ataków śmiechów. Ja i śmiech? prawdziwy, szczery śmiech? A co to jest?

Czeka mnie nauka. Mozolna nauka życia. Krok po kroczku. Chciałabym już, teraz, zaraz. Ale tak się nie da. Cierpliwość, wytrwałość, sumienność, poświęcenie. I nadzieja. Nadzieja, której tak  bardzo potrzebuję.

Wiem, że mam jej wsparcie, że mnie kocha. Kocha mnie, mimo moich gorzkich słów wypowiadanych wielokrotnie pod jej adresem. Jest jedyna, cudowna, niezastąpiona. 
Kocham Cię Mamo...